– Naszym problemem jest, że jesteśmy za duzi na nasze miasto i powiat, a za mali, żeby wyjść dalej i znaleźć strategicznego sponsora w postaci naprawdę dużej firmy. W optyce naszej gminy, powiatu oczekujemy astronomicznych pieniędzy, a z kolei w oczach tych drugich jesteśmy po prostu mało atrakcyjni – mówi Bartosz Kilijański, prezes MKS Imielin w szczerej rozmowie.

Rozmawiał Dominik Łaciak

Co to za szalony pomysł, żeby robić pierwszoligową siatkówkę w niewielkim Imielinie…

Po prostu chcieliśmy zagospodarować tę dziurę, jeśli chodzi o sport w powiecie. Sport drużynowy, dla kobiet. Dziewczynki nie miały właściwie żadnej propozycji w sportach zespołowych, może poza małymi akcentami w piłce nożnej. A że sam jestem związany z siatkówką i z Imielinem, wybór był oczywisty. Zwłaszcza, że sprzyjała nam dziejąca się rozbudowa infrastruktury…

No ale jest różnica między szkoleniem dzieci, młodzieży, a profesjonalną drużyną kobiecą aspirującą do gry w Tauron Lidze, która jest zasilana przez zawodniczki z całej Polski.

Są dwie drogi. Wytrenowanie takiej populacji dziewczyn, na której można budować jakiś zespół seniorski, to kwestia długiego czasu. A i tak sądzę, że własnymi nakładami w ośrodku wielkości naszego moglibyśmy osiągnąć maksymalnie drugą ligę.

Dlatego podeszliśmy do tematu z drugiej strony. Zbudowaliśmy drużynę, która jest motorem napędowym dla całego klubu, szkolenia najmłodszych siatkarek. Dziewczynki mają swoje idolki, mają na kim się wzorować. Wydaje mi się, że dzięki temu zrealizowaliśmy to, co sobie założyliśmy parę lat temu, i to z nawiązką – w tym momencie w Imielinie mamy ponad 140 dzieciaków trenujących siatkówkę. Oprócz Imielina, prowadzimy zajęcia w Chełmie Śląskim, Świerczyńcu i Lędzinach pod marką BeeVolley Academy. Łącznie we wszystkich lokalizacjach to ponad 200 dziewczyn uprawiających siatkówkę. A do zagospodarowania mamy jeszcze na przykład Bieruń.

Z daleka widok jest piękny – seniorki przyciągające setki osób na trybuny i czwarte miejsce w rozgrywkach pierwszej ligi, akademia… A w klubie trzeszczy?

Swoje problemy wewnętrzne mamy i to od dłuższego czasu. Jak szliśmy coraz wyżej, to potrzebowaliśmy coraz więcej pieniędzy, każdy awans to wyższe koszty funkcjonowania. Każdy kolejny miesiąc to może nie walka o przetrwanie, ale o spokojne funkcjonowanie.

Ile trzeba mieć pieniędzy na pierwszą ligę?

Trzeba zabezpieczyć grubo ponad milion złotych, aby funkcjonowało to na odpowiednim poziomie. 

Niemało.

No właśnie – to codzienna, ciężka praca, aby zapewnić finansowanie. Nasz klub, w przeciwieństwie np. do hokeja czy piłki nożnej na wyższym poziomie, nie opiera się wyłącznie lub prawie wyłącznie na dotacjach od miasta i jego spółek, ale w znaczącej mierze od firm prywatnych.

Wy akurat dobrze trafiliście, bo macie silnego sponsora, lokalną markę zdobywającą rynki zagraniczne.

Tak, COPCO daje nam znaczące wsparcie i tworzy podstawy funkcjonowania. Dużym wsparciem są też firmy z Imielina jak Kopalnia Dolomitu REK czy GEO Polska. Mimo to po prostu nie jesteśmy w stanie uzbierać takiego budżetu na sezon, żeby nie skupiać się na przetrwaniu, a na rzeczach, na których powinniśmy się skupić, typowo sportowych. Na chwilę obecną na przyszły sezon brakuje nam minimum 300 tysięcy złotych, które musimy znaleźć, aby w ogóle myśleć o wystartowaniu w rozgrywkach.

Czy to jest w ogóle cecha siatkarskiej Polski? W innych klubach dzieje się podobnie?

Mam wrażenie, że w ostatnim okresie w Polsce to nie jest cecha jedynie siatkarskich klubów, ale sportu jako ogółu. Co chwilę słychać o wycofywaniu się kolejnych spółek skarbu państwa z wspierania klubów z różnych dyscyplin sportowych, czy to z piłki nożnej, hokeja, koszykówki czy też siatkówki.

Naszym problemem jest to, że jesteśmy za duzi na nasze miasto i powiat, a za mali, żeby wyjść dalej i znaleźć strategicznego sponsora w postaci naprawdę dużej firmy, np. spółki skarbu państwa. W optyce naszej gminy, powiatu oczekujemy astronomicznych pieniędzy, a z kolei w oczach tych drugich jesteśmy po prostu mało atrakcyjni.

W ogóle pierwsza liga siatkówki kobiet wydaje mi się trudną ligą, bo jesteśmy pomiędzy Tauron Ligą, gdzie jasne, budżet trzeba mieć jeszcze większy, ale pojawia się telewizja i można stworzyć zupełnie inną propozycję sponsorom, a drugą ligą, gdzie koszty funkcjonowania są nieporównywalnie niższe niż w pierwszej lidze, a zainteresowanie sponsorów na podobnym poziomie. 

Idealnym przykładem wykorzystania siły Tauron Ligi jest Sokół Mogilno. Klub również z niewielkiej miejscowości, który w zeszłym sezonie awansował z 1 ligi i nieźle radzi sobie w rywalizacji w Tauron Lidze. Mam odczucie, że pierwsza liga, będąc tak naprawdę najwyższą ligą prowadzoną przez Polski Związek Piłki Siatkowej (Tauron Liga, PlusLiga i 1 liga mężczyzn zarządzane są przez osobną spółkę), jest przez Związek zaniedbana i niewiele jest robione, aby wykorzystać jej potencjał. 

W takim razie jaka czeka was przyszłość?

Myślę, że na tych zasadach, na których teraz funkcjonujemy, na pewno kolejnego sezonu nie będziemy w stanie udźwignąć. Robimy wszystko, żeby w kolejnym tygodniu, dwóch spróbować jeszcze raz uderzyć, pozyskać kilka podmiotów. Jeżeli to się nie uda, to pewnie będziemy musieli się skupić po prostu na pracy z dziećmi. Dalej będziemy rozwijać siatkówkę młodzieżową w powiecie i poza nim i zobaczymy gdzie nas to zaprowadzi.

Czego jeszcze nie widać z zewnątrz?

Wydaje mi się, że po prostu nie widać ogromu pracy jaki jest wykonywany każdego dnia. Nie mamy rozbudowanej administracji, właściwie za kwestie biurowo-organizacyjne odpowiadam sam, jestem za wszystko odpowiedzialny. A tu jest do wykonania praca przynajmniej na cały, dodatkowy etat. 

Z Natalią Pustelnik, MVP spotkania z ENEA Energetyka Poznań (3:0)

W klubie mamy zatrudnionych prawie 25 osób i kolejne, które z nami regularnie współpracują. To już nie jest nawet skala małej firmy, tylko średniej. Tyle że w tego typu organizacjach w większości przypadków jest już księgowa czy osoba od spraw administracyjnych. Pamiętaj, że MKS Imielin to nie tylko drużyna pierwszoligowa, ale przede wszystkim grupy młodzieżowe w trzech dyscyplinach, łącznie ponad 240 zawodników w 18 grupach. Naprawdę jest co robić, a tu wszystko w moich rękach. Praca od rana do wieczora, żeby jakoś to funkcjonowało. Gdyby nie pomoc przyjaciół i rodziny, szczególnie mojej żony, na pewno nie wyglądałoby wszystko tak jak wygląda.

Za transfery również odpowiadasz osobiście? Skauting?

Kwestie transferowe uzgadniamy ze sztabem, przede wszystkim z pierwszym trenerem. To są nasze wspólne obserwacje i decyzje. Ponieważ jestem sędzią siatkarskim na poziomie drugoligowym, to mam naprawdę dobry przegląd umiejętności zawodniczek na niższym szczeblu.

Kiedy już trafi do nas nowa siatkarka, musimy jej zapewnić kontrakt i nierzadko zakwaterowanie. Do tego jest logistyka wyjazdów, hotele, transport, wyżywienie… To naprawdę spore przedsięwzięcie. Mnóstwo pracy, której nie widać.

To teraz o tym, czego nie widać, bo dzieje się w szatni. Jaka jest atmosfera w drużynie?

To pytanie musisz skierować do dziewczyn albo trenera. Ja ogólnie mam takie wrażenie, że oczywiście jakieś tam swoje problemy wewnętrzne mamy, ale podejrzewam, że każdy zespół takie ma. Bo to jest tak naprawdę 14 dziewczyn i kilka osób ze sztabu przebywających ze sobą codziennie, wyjeżdżających co weekend na drugi koniec Polski. W takim układzie musi dochodzić do nieporozumień, to jest naturalne.

Mimo to uważam, że w tym sezonie panuje naprawdę dobra atmosfera w drużynie (o ile mi wiadomo). To rzutuje oczywiście na to, co dzieje się później na boisku.

Selfie z trenerem obowiązkowe po każdym meczu.

Drużyna się dość mocno zmieniła personalnie względem poprzedniego sezonu…

Siedem dziewczyn zostało, siedem zmieniliśmy. Myślę, że są to zdrowe proporcje. Przyjęliśmy taktykę, że analizujemy dyspozycję każdej zawodniczki, jak się prezentowała i jeżeli jest to konieczne, to również przewietrzać szatnię.

A jak drużyna prezentuje się w tym sezonie? Jesteś zadowolony?

Liga jest bardziej wyrównana niż w tamtym sezonie. W tym sezonie spadają aż 3 zespoły, więc drużyny mocniej się zbroiły przed rozgrywkami, byleby ochronić się przed spadkiem. Postawę oceniam jednak in plus. Oczywiście wszystko zweryfikują play-offy. Przed sezonem sobie założyliśmy i to jest taki ambitny cel, abyśmy byli jedno oczko wyżej niż w poprzednim sezonie, więc tak naprawdę celujemy w medal. Uważam, że to możliwe, ten zespół ma taki potencjał i głęboko w niego wierzę.

Mam takie wewnętrzne poczucie, że jeszcze nie było takiego meczu, żebyśmy w 100% pokazali, co możemy. Więc jakieś tam rezerwy jeszcze są i mam nadzieję, że odpalimy się w trakcie play offów.

Z trenerem Rafałem Kalinowskim

Z czego słynie w lidze MKS COPCO Imielin, poza żywiołowo reagującymi trybunami?

Myślę, że wyrównany i kompletny skład. Mamy na każdej pozycji fajną i zdrową rywalizację. Były takie mecze, szczególnie na początku sezonu, że każda dziewczyna zagrała w danym meczu. Były też takie mecze, że na przykład pięć dziewczyn zdobyło ponad 10 punktów, gdzie to też się rzadko zdarza w pozostałych zespołach. To jest taka właśnie nasza siła.

Czego wam życzyć na przyszłość?

Pieniędzy (śmiech).

Oczywiście jak najlepszego miejsca na koniec sezonu, a najlepiej medalu. A druga sprawa to uspokojenie sytuacji finansowej. Organizacyjnie, sportowo wiemy, jak funkcjonować, wiemy, czego nam brakuje i co możemy poprawić. Nawet wiemy, jak robić najlepszą w lidze oprawę meczową. Tylko żeby to wszystko zrealizować, to potrzebne są do tego finanse.

Dziękuję za rozmowę

Fot. Adam Politański, dziennikarz ze zdjęcia głównego to inna osoba niż wywiadujący

Zawodniczki cieszą się po zdobytym punkcie.

Najnowsze