Jak to jest zostać burmistrzem, w jakim stanie jest budżet Lędzin, czy burmistrz powinien mieć wożonko i co z realizacją programu wyborczego? Świeżo upieczony włodarz Lędzin Marcin Majer o wyzwaniach, przed jakimi stoi miasto. Czytajcie rozmowę.

Rozmawiał Dominik Łaciak

Jak to jest zostać burmistrzem?

Niewiarygodne wyzwanie. Miałem pewną świadomość, że będzie to duża odpowiedzialność. Natomiast teraz, gdy się już dokonało, gdy się budzę ze świadomością: wstawaj, jesteś burmistrzem, idź walczyć, to czuję lekki stres. Myślę jednak, że to pozytywny stres, podobny do tego u sportowca, który ciągle musi rywalizować i udowadniać swoją wartość. Oczekiwania mieszkańców są ogromne, ale dzięki ich wsparciu, także współpracowników, rodziny czuję, że nie jestem w tym sam.

No i są też przyjemności, takie jak parzenie kawy. Dotąd po przyjeździe do pracy parzyłem sobie sam, a teraz na moim biurku stoi już filiżanka.

A masz kierowcę?

Niestety nie, jestem chyba jednym z nielicznych włodarzy, który jeździ swoim autem. Wspaniałym Renault Fluence…

Czyli nie masz wożonka.

To się tak przyjęło, wiele osób tak myśli, że: proszę, ma kierowcę, więc się wozi. Tymczasem tu nie chodzi o luksus, tylko o efektywność pracy – włodarze gmin w czasie podróży pracują, wykonują ważne telefony, siedzą z laptopem. Robią to, za co płacą im podatnicy, zamiast koncentrować się na trasie, mapie dojazdu czy korkach. Burmistrz to nie kierowca.

Natomiast stan naszego samochodu miejskiego jest opłakany. To Skoda Superb, chyba dwudziestoletnia, z niedziałającą klimatyzacją i wieloma usterkami.

Mówisz o efektywności pracy. Może tu by trzeba było zostawać po godzinach? W kontekście poprzedniej władzy mówiło się na mieście, że nocą w gabinecie się świeci.

Ale rano się nie świeciło… To oczywiście zależy od tego, jak poukładasz sobie pracę. Ja w gabinecie stawiam się na 7.30. Czasem spóźnię się parę minut, bo “po drodze” zawożę jeszcze dziecko do żłobka. Najczęściej wychodzę ostatni i gaszę światło. Mamy strasznie dużo roboty, ale to również dlatego, że od samego początku otworzyliśmy wiele frontów. Staramy się nadgonić lata zaniedbań. 

Jako kandydat miałeś pewne wyobrażenie na temat problemów w Lędzinach. Co uderzyło cię najbardziej, gdy już zastałeś miasto?

Przede wszystkim niedecyzyjność naczelników, kierowników. Brak samodzielności w podejmowaniu decyzji. Dlatego jako jedną z rzeczy, które wprowadziłem od razu (oprócz otwarcia urzędu dla mieszkańców), były poniedziałkowe narady. Spotykamy się, żeby rozmawiać wspólnie o tym, co robimy.

Powiedziałem naczelnikom, że to oni są odpowiedzialni za swoje wydziały i za część tego

zarządzania miastem, które obejmuje ich wydział. Chodzi o wzięcie odpowiedzialności. Wszyscy razem pracujemy dla naszego miasta, musimy być samodzielni w działaniach. Dotąd z każdą błahostką urzędnicy biegali do burmistrz, np. że skończył się papier do ksero i czy kupujemy nowy? Tak byli nauczeni. To spowalniało pracę magistratu. Tworzymy drużynę i wszyscy odpowiadamy za wynik. Jak na boisku.

To wydaje się jednak dość oczywiste.

A tak nie było. Kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz na naradzie inwestycyjnej, byłem zaskoczony, że takie narady nie miały miejsca. 

Wszyscy mają u mnie carte blanche, zaczynamy od nowa. Wymagam też inicjatywy oddolnej, aby urzędnicy nie bali się swojej kreatywności czy naprawiania w tych obszarach, w których jest coś do zrobienia. Aby sami sygnalizowali problemy. Wreszcie wprowadziłem zasadę, że wszystkie informacje i decyzje, o wszystkim, co się dzieje w mieście, mają wiedzieć naczelnicy. Na razie dobrze to działa.

A jak wygląda budżet Lędzin? Czy wytrzyma ambitny program wyborczy?

W budżecie zastaliśmy przede wszystkim już jakieś zadania inwestycyjne, które zostały przyjęte i które naturalnie należy dalej realizować. Co za tym idzie w tym roku nowych inwestycji już nie będziemy wprowadzać. Przed nami trudne zadanie, bo wiemy już, że zabraknie nam pieniędzy do końca roku. Musimy sobie z tym poradzić i budżet bilansować.

Natomiast jeśli chodzi o program wyborczy, to było wiele tematów bieżących, takich jak np. czystość miasta.

Mówiliście o “nisko zawieszonej poprzeczce”.

Tak. Mam nadzieję, że naszą interwencję już “widać na mieście”. Kosimy, dbamy o skwery, do tego mała architektura – wymagające napraw ławeczki, place zabaw, tym zajęliśmy się w pierwszej kolejności. Postawiliśmy wiaty autobusowe, których mieszkańcy oczekiwali…

Tymi drobnymi krokami chcemy pokazać, że zmieniamy sposób myślenia. Że w Lędzinach nie ma miejsc na bylejakość. 

No dobrze, a program wyborczy? Te ambitne zadania?

Działamy w temacie dwóch flagowych projektów, czyli ogródków działkowych i parku miejskiego. Słyszymy, że “nic się nie dzieje”, a to nieprawda. W pierwszym z tematów przygotowujemy się do zmiany planu zagospodarowania przestrzennego, a to bardzo skomplikowany proces. Może potrwać nawet do 2 lat, bo ten będzie musiał się zgrywać z nowym planem ogólnym, który wszystkie gminy muszą uchwalić do 2025 roku.

Co najważniejsze – pod względem formalnym utworzenie miejskich ogródków działkowych jest w stu procentach możliwe. Musieliśmy do tego przekonać panią naczelnik (śmiech), ale ogródki powstaną.

A park?

Zagospodarowanie popularnego “zalewu” to kolejny bardzo duży temat. Wiemy, że na podobne realizacje są środki unijne i przygotowujemy wnioski. To też proces, bo musimy się wstrzelić w odpowiedni program. Jestem już po spotkaniu z potencjalnymi wykonawcami, którzy przygotują nam koncepcje pumptracka czy toru dla modeli RC. Ponadto chcemy zrobić 3 ścieżki MTB na tym terenie, oczywiście łączącą Lędziny ścieżkę pieszo-rowerową. Będziemy inwestować też w skatepark – wiemy, że zaczyna się sypać i wymaga natychmiastowego działania, bo staje się niebezpieczny.

Wyborcza koncepcja budowy parku (zagospodarowania terenu po zalewie)

No i korty tenisowe. W sobotę mieliśmy już tam pierwsze zawody. Przede wszystkim podpisaliśmy umowę z ekspertem, Zygmuntem Rosą, który się w tym miejscu wychował, a teraz zdobył 3. miejsce w turnieju samorządowców. A więc to miejsce zaczyna żyć, przy okazji przynosząc miastu dochód. Chcemy tam inwestować – myślimy o budowie ścianki i lekcjach dla najmłodszych adeptów. Środowisko tenisowe zwraca uwagę na piękne usytuowanie kortów.

Inwestycje czekają też miejski ośrodek rekreacyjno-sportowy, w którym mieści się basen czy hala sportowa.

W najbliższym czasie będziemy wymieniać w nim okna. Udało nam się znaleźć wykonawcę, który jest tańszy od założeń budżetowych. Za zaoszczędzone pieniądze postaramy się wyremontować siłownię i szatnie, aby spełniała też oczekiwania kobiecej części ćwiczących.

Sporo mówimy o sporcie, sam grasz w drugiej drużynie MKS-u. No właśnie: grasz jeszcze?

Gram cały czas, choć są takie weekendy, że muszę odmówić trenerowi z uwagi na nadmiar obowiązków. Postaram się być na boisku w najbliższą sobotę, gdy zagramy o awans do A-klasy w barażach, które organizujemy u siebie. Trzymajcie kciuki, a najlepiej zarezerwujcie czas, żeby wesprzeć nas z trybun.

A co frustruje cię jako burmistrza miasta?

Że niestety nie wszystko da się załatwić. Jest wielu mieszkańców, którzy mają oczekiwania, często bardzo racjonalne, a my nie jesteśmy w stanie im pomóc. Niestety, pracujemy w ramach prawa administracyjnego i budżetu, i nie wszystko się da. Musimy też kierować się dobrem wyższym, czyli mieszkańców całego miasta.

Jak wyobrażasz sobie Lędziny za 5 lat?

To będzie zupełnie inne miasto. Przede wszystkim pobiegnie przez nie droga S1, która spowoduje, że Lędziny zmienią swoje oblicze. Komunikacja miejska zmieni się w stu procentach, bo zupełnie inne ciągi komunikacyjne będą tymi newralgicznymi. 

Musimy mieć świadomość, że do Lędzin przychodzą inwestorzy, którzy chcą tu budować swoje zakłady. I to też będzie się działo. Jesteśmy do tego zmuszeni, to nasza szansa na bilansowanie budżetu i miejsca pracy dla mieszkańców, które mogą być potrzebne, gdy swoje podwoje zamknie kopalnia (plany na wygaszenie ruchu Piast-Ziemowit są na 2037 rok). To przedsiębiorcy przynoszą największy dochód miastu.

S1 powinna otworzyć też nowe tereny inwestycyjne dla osób, które zechcą zamieszkać pod Katowicami albo Bielskiem.

Tak, to jeden z kolejnych naszych celów. Dziś mamy miejsca, w których oferujemy działki budowlane, ale są one zbyt duże i za drogie dla mieszkańca. Niestety, kredyty są drogie, ceny nieruchomości rosną, a ludzie budują dziś raczej małe domy. Inną rzeczą jest, że nasze przetargi są słabo rozreklamowane.

Poprosiłem więc panią naczelnik, aby przygotować zestawienie potencjalnych miejsc pod zabudowę jednorodzinną. Chcemy przyciągnąć nowych mieszkańców do Lędzin. My takich miejsc spokojnych, cichych mamy w Lędzinach jeszcze sporo. Można tu ładnie mieszkać i mieć blisko do pracy w mieście.

A na wakacje jakieś jedziesz?

Możliwe, że uda się na tydzień w lipcu. Na koniec rozmowy chciałbym jeszcze powiedzieć, że nasi urzędnicy to są ludzie doświadczeni i wykształceni, z potężną wiedzą o Lędzinach. Wystarczy tylko dać im trochę swobody i przestrzeni do realizowania się. No bo w urzędzie wbrew pozorom można się realizować.

Dziękuję za rozmowę

Najnowsze